Co tu dużo mówić - nie jest to udana kontynuacja. Największe zaskoczenie dla mnie to Gary Oldman: to naprawdę był on? Myślałem, że nie da się go bardziej zniekształcić niż w "Draculi", a tu proszę... A największy plus to chyba muzyka. Może datego, że Zimmer przyzwyczaił mnie do nieco innych klimatów i nie spodziewałem się takich wysmakowanych fortepianowych klimatów.
Aha, skoro jestem już przy smakowaniu: czy scena jedzenia mózgu jest naprawdę AŻ tak straszna/gorsząca/nieprzyzwoita/niemoralna, żeby w ogóle zastanawiać się nad tym czy można film pokazać w Polsce czy nie? Albo to może ja już jestem taki nieczuły, albo może czescy cenzorzy wycięli co najgorsze i zostawili raptem kilkanaście sekund otwartego mózgu? Nie wiem.
Co się tyczy obsady, to określiłbym jednym ją słowem: kontrast. Brak Jodie Foster bije po oczach zawsze kiedy tylko na ekranie pojawia się Julianne Moore. Bez pretensji do kunsztu aktorskiego tej drugiej, ale to nie ona jest Clarice i już. I na tym film traci duuuużo. Całe szczęście, że Hopkins pozostał Lecterem, no bo wyobrażacie sobie w tej roli na przykład... Christophera Walkena? Jednak sir Anthony jakoś tu się nie wysila, gra po prostu po swojemu, zupełnie jakby po prostu wszedł przed kamerę i już - a i tak jego rola jest drugą perełką tego filmu (po muzyce).
Trzecia perełka to śliczne zdjęcia Florencji (ktoś już to zauważył) i plenerów wokół posiadłości Vergera. Ta mgła - klimacik jak z Tima Burtona.
Mimo tych trzech jasnych punktów, całość oceniam raczej chłodno. Może to trochę przez pryzmat części pierwszej - ale dam tylko 6.
[15 czerwca 2001, Praha]